Pierwszy dzień wiosny, słoneczny, idealny na przebieżkę. Ale trzeba też pożegnać zimę, z którą wszyscy się raczej chętnie rozstają. Wrócę więc do stycznia. Miałem wtedy okazję pobyć w Tatrach w ramach kursu zimowej wspinaczki. Kurs organizował Polski Klub Alpejski, opiekowali się nami Boguś Magrel i Maciej Westerowski. Miejsce świetne - Chata przy Zielonym Plesie, u stóp Małego Kieźmarskiego - ponoć najwyższej ściany w Tatrach.Kurs był intensywny. Tylko raz w ciągu tygodnia byłem w stanie wygospodarować godzinę na trening, a i tak się spóźniłem. Co robiliśmy? Najwięcej to węzły...
Węzły nie brzmią atrakcyjnie. Ale najlepiej je wykonywać odruchem bezwarunkowym. Niestety pomału wszystko się zaciera, a okazji do przypomnienia raczej nie widać. A z ciekawszych zajęć:
- wspinaczka po wodospadzie: dwa czekany, raki, i do góry,
- hamowanie czekanem na stoku, w zjeździe na plecach głową w dół,
- szukanie plecaka imitującego przysypane lawiniskiem ciało,
- wyciąganie liny z wargi szczeliny (to dopiero była gimnastyka).
Prowadzący byli bardzo wymagający, wiedzy praktycznej i teoretycznej sporo i o wyniki egzaminu wszyscy się bali. Ale kursanci się nie dali. Kurs na duży plus. Jedyny minus to brak wyjścia na jakąkolwiek górę, które będąc na wyciągnięcie ręki kusiły strasznie. Wszystkie zdjęcia - Maciej Westerowski.
szukamy plecaka, mamy 20 min aby przeżył |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz