Drugi raz starowałem na Navigatorii. Pięć lat temu ze Stachem Frycą otwieraliśmy szampana na sopockim molo zdobywając trzecie miejsce. Teraz znów start na trasie Speed.
Speed czyli szybkość. Dla większości ludzi słowo szybkość nie będzie pasowało do dystansu 85 kilometrów które zakładali organizatorzy. A jednak to był bardzo szybki rajd na którym zasuwaliśmy w zasadzie non stop. Tym razem starowałem z Arturem Fankidejskim. Artur dał value. Najpierw dzięki niemu utrzymaliśmy się w czubie stawki w połowie rajdu po kajakach. Nie straciliśmy tu dystansu. Zaraz potem bezbłędnie poprowadził do "dziewiątki" leżącej w morzu "morzodrzewiny". Ta dziewiątka okazała się najbardziej weryfikującym punktem i ona ustawiła wyniki rajdu. Mi przypominała się słynna kosówka z ukraińskiej części Bieszczadów.
Organizacyjnie zawody na plus i sam rajd był przyjemny z perspektywy napierania. Pozytywnie odbieraliśmy kajak na Piaśnicy kończący się w morzu. Przyjemny był też odcinek MTBO - co ważne nie za trudny, w sam raz na początek ścigania. Wypunktuję jednak kilka minusów:
1. Brak dwóch map na MTBO i BnO - to było trochę "biedne", na tych etapach każdy powinien mieć mapę w ręce.
2. PK9. My byliśmy beneficjentami tego punktu - tu wyprzedziliśmy wielu rywali. Ja bym go jednak tam nie ustawił. Ale w rozmowach kuluarowych okazało się że wielu oczekuje takiego pierwiastka "adventure" w AR.
3. Kilka przelotów bez historii, proste BnO.
4. Źle rozstawione pkt na BnO, na szczęście nie krytycznie źle.
Muszę też wspomnieć o drużynie Łowców Przygód. Chłopaki zajęli siódme (czwarte) miejsce. Do połowy rajdu byliśmy w kontakcie, widziałem jak twardo i ambitnie napierają. Po kajakach myśleli że rajd się dla nich kończy. Dopłynęli w czubie stawki i pewnie kosztowało ich to sporo sił. Rajd szybko i stanowczo weryfikuje możliwości - dalej czekało 20km biegania w słońcu. Nie odpuścili, dali radę. Na mecie zrobili coś niesamowitego - uczciwie przyznali się do braku sprzętu (zapomnieli kasku za ostatni etap MTB). 30 minut kary zepchnęło ich z czwartego miejsca na siódme. Ale pewnie wskoczyli na pierwsze w kategorii fair-play!
My zrobiliśmy 95 kilometrów. Poważne zmęczenie zaczęliśmy czuć biegnąc nudnym przelotem do 11. Od BnO zacząłem mieć skurcze, które przeszkadzały mi już do końca, na 20 kilometrach roweru. Na mecie byliśmy drudzy, przegraliśmy o minutę, ma ona swoją cichą historię. Szampana wypiłem prawie jak oranżadę licząc na elektrolity. Przez ostatni rok trenuję kichowato - brakuje motywacji. Może teraz ją złapię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz