Od tego treningu minął już miesiąc, ale nieprzypadkowo teraz umieszczamy relację. Jakoś nam nie po drodze razem trenować i startować, więc taki weekendowy wypad był idealnym pomysłem. Założyliśmy dwudniowe bieganie górskimi ścieżkami z Krakowa (dokładnie z Wieliczki) do Zakopanego z noclegiem w Rabce. Całym naszym bagażem były lekkie plecaczki z camelem i jakimś podstawowym rezerwowym ciuchem. Nie jesteśmy już zbyt młodzi i pierwszego dnia odzywało się znużenie spowodowane całonocną i niewygodną jazdą pociągiem. Kiedyś takie eskapady "z marszu" nie robiły na nas wrażenia, teraz pół dnia się rozkręcaliśmy. Było dużo podbiegów i zbiegów, ale królem w tej materii okazał się Szczebel. Nie słyszeliśmy nic o tej górze ale im bardziej podejście nie miało końca, tym większy kryzys nas obłapiał. Wszystkie inne wierzchołki zdobywaliśmy przyjemnie. Byliśmy między innymi na Lubomirze (Korona Gór Polski jako najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego, choć geografia zalicza go do Wyspowego) i Luboniu. Na Luboniu zaczęło się robić ciemno, od dłuższego czasu mżyło i popadywało. Na szczyt wbiegliśmy osobno, Rafał dotarł do schroniska o którym ja nie pamiętałem, ja skręciłem ze szczytu na żółty. Czyli niechcący się rozdzieliliśmy. I nie byłoby w tym nic ciekawego gdyby nie to, że nie mieliśmy ze sobą latarek. Zakładaliśmy że zdążymy do Rabki przed zmrokiem, Rafał jeszcze miał nadzieję używać komórki jako latarki. Było już szaro, a szlak na dół był stromy, zaczął gubić się w skalnym rumoszu. Rafał z niego zrezygnował i poszedł drogą do Rabki. Bateria mojej komórki świeciła już dawno na czerwono, ale pobiegłem dalej. W szarości jakoś jeszcze zbiegłem, ale szlak skrótowy do Rabki okazał się wymagający. Nie była to prosta ścieżka/droga jak myślałem, więc chodziłem po ciemku po lesie w różne strony, wpadałem w błota i mokre trawy. Niczym Jozin z Bazin dotarłem przed północą na nocleg. Drugiego dnia czekał nas powrót z Zakopanego, który z powodu remontu kolei nie był przez nas dobrze rozeznany - na mecie powinniśmy się znaleźć jak najwcześniej. Trasa nie miała już tyle przewyższeń, ale za to jeden długi podbieg z Nowego Targu do Zęba (najwyżej położona miejscowość w Polsce).
dystrybutor Coca Coli, znaleziony na Podhalu, pite tu nie było |
Planowaliśmy specjalnie bieg Podhalem w stronę Zakopca w nadziei na podziwianie tatrzańskiej panoramy. Niestety pochmurno było aż nazbyt, Giewont nie ukazał się nam w ani procencie. Zrobiliśmy niecałe 120 kilosów, Rafał przetrwał je w super kondycji. Ja po ostatnich 20km asfaltem miałem zmasakrowane stopy. W Zakopanym uratował mnie stragan z kapciami, butów na opuchnięte nogi już bym nie wcisnął.
Po co biegliśmy? Ja chciałem się przetrzeć, sprawdzić co jeszcze mogę zrobić. Rafał jednak trenował przed niezłym wyzwaniem. Namawiał mnie przez ostatni rok na ten numer, ale na samą myśl dostawałem dreszczy i zdecydowanie odmawiałem. Za 20 dni poleci sobie po górach 240km na Biegu Siedmiu Szczytów!
PS. Na Mistrzostwach Świata w biegu 24-godzinnym padł WORLD RECORD !:
1. Patrycja Bereznowska (POL) 258.339 km
2. Aleksandra Niwinska (POL) 251.078 km
2. Aleksandra Niwinska (POL) 251.078 km
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz