poniedziałek, 24 lutego 2014

Co to, do cholery, są panczeny?

Zgasło Soczi, nie gaśnie blask medali. O ile jednak spodziewaliśmy się ich po Justynie i Kamilu, to po łyżwach raczej nie. Kto z Was zwrócił uwagę na nazwisko Bródki przed olimpiadą? A był wymieniany w gronie faworytów do medali. Jednak tak jakoś "z tyłu", za biathlonem, i pewnie za snowboardem.

Zrobiłem więc sobie internetową wycieczkę po panczenach. Stąd takie retro foty:



Zbigniew Bródka opowiadał o swoich panczenach. Że nic nie zastąpi tych starych, które dały złoto. Nowe trzeba trafić (jakiś trener podobno wybierał kilka z kilkuset, badał je nawet "na słuch") i przez jakiś czas "rozjeżdżać". Potem oszczędzać, bo się zużywają. No i ponoć najlepsze mają Holendrzy...

Z głębokiej pamięci wyciągam opowieść ojca, który za dzieciaka do podeszwy przybijał drut i śmigał po zalodzonym stawie. Wyciągam też obrazki z Sarajewa i postać pani Erwiny Ryś-Ferens. Moja świadomość dominacji Holendrów w tym sporcie sięga chyba tych czasów. W ogóle pani Erwina jest dla mnie odkryciem studia olimpijskiego. Klasa, rzeczowość, barwa głosu - super TV ekspert. Nigdy nie przepadałem za panią Bernadetą "Justynka" Piotrowską i nie wiem kto do studia wpuszcza Wojciecha "Kac-bulgot" Kowalczyka.

Co na plus: zadziałało pierwsze rozwiązanie systemowe - skoki narciarskie. Oby ci-od-których-zależy czerpali wzór. Bo może warto zbudować tę halę. I nie gdziekolwiek, tylko w Zakopanym (wysokość n.p.m.). Zadbać o trenerów, którzy są. Pan Wiesław Kmiecik i inni muszą być wielkimi fachowcami hodując medale na jałowej ziemi. No i partnerować. Nie szczędząc kasy.

I może za jakiś czas modne panie będą się bawić na lodowisku-dyskotece w takich butkach:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz