niedziela, 9 lutego 2014

W atmosferze rekordów.



Dziś zainaugurowaliśmy wyprawę "Run, Forest, run". Idealną okazją był bydgoski maraton, gdzie biegaliśmy w gronie sześciu przyjaciół. Najlepsze osiągi przypadły dziewczynom. Dziewczyny rozbiły bank. Agata referowała z dalekiej Finlandii o swych mroźnych treningach. Dziś biegła swój drugi maraton w życiu, wynik 4h30 to poprawiony o 20 minut rekord życiowy. Kinga, która z kolei przyleciała z Londynu, wystrzeliła jak z torpedy. Martwiliśmy się jej szybkim tempem, niepotrzebnie. Dała radę i półmaraton skończyła w 1h45 - to jak na debiut super wynik! Reniatka robi rocznie tysiące kilometrów, ale rowerem. Biegać nie lubiła - do stycznia. Coś jej kazało biegać i już właśnie w styczniu przetrenowała 200km. Dziś miała biec pierwszy półmaraton w życiu. I znów - coś kazało jej biegać dalej. Teraz cieszy się z pierwszego maratonu. Najlepszy wynik i rekord życiowy wybiegał Remi, też z Suomi. O wyniku poniżej 3h15 marzy wielu. Nam generalnie na wynikach nie zależało, chcieliśmy ten maraton towarzysko przetruchtać. Celowaliśmy na 3h50. Ale jak to czasem bywa, jak noga poda to scenariusze się zmieniają. Rafał - jak zwykle lepszy, przebiegł w czasie około 3h18, Radek jak zwykle gorszy - 3h27.
Tak więc moc była z nami. A podniosłą atmosferę dopełniła opieka naszych bydgoskich gospodarzy. Ewa suto zastawiła stół i nigdy nie traciła uśmiechu. Marek asystował nam cały czas na trasie - i ponoć przez te kilka godzin wcale się nie nudził. Bardzo dziękujemy!
A już po maratonie, okazało się gdzie zawędrowała prawdziwa moc. W nogi Stocha. Gratulacje! 
I niech ta moc na klasyczne 10km poskleja tę nieszczęsną-kowalczykową stopę! Please!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz