arpagan przyciągnął nowe
tygrysy. Forma, wybieganie, wyjeżdżenie to nogi tygrysa. Motywacja,
mobilizacja, wola zwycięstwa to jego kły. Te kły były bezlitosne dziś dla
swojej ofiary – H47 w Bożympolu. O tym jak Krzyś Nowak walczy z bestią, pisał nie raz. Tu znajdziecie przedharpowe rozważania KNowaka. Na pieszej
pięćdziesiątce w zasadzie od początku podczepiłem się do duetu KNowak i Paweł
Ćwidak. Wiedziałem, że mocne tempo i dobra nawigacja dadzą mi solidny handicap.
No i chłopaki biegali mocno. Na 3pk okazało się, że faworyci są za nami.
Entuzjazm tempo im podniósł. Do 4 przestałem nawigować, bo oddech mnie gonił już
jakby z tyłu a pot rosił oczy. Do 5 miałem problemy w utrzymaniu się w zasięgu
wzroku. Za piątym musiałem już kolegom podziękować. Tak mnie zajechali, że
organizm przez dwie następne godziny na nowo ładował akumulatory i pozwolił
przyśpieszyć na dwóch ostatnich przelotach. Krzyś brawurowo utrzymał tempo do
końca, wygrał z czasem niżej 13 godzin na niełatwym harpie. Andrzej Buchajewicz
drugi, ze sporą stratą. Paweł Ćwidak trzeci.
Na mieszanej rywalizował ze mną
Marcin Owczarski. Ponieważ razem podróżowaliśmy, opowiadał jakie ma harpaganowe
rachunki krzywd. Wyczułem zwierzęce kły tygrysa. Nie wiedziałem jeszcze że z
jego nogami też wszystko w porządku. Na rowerowym etapie spotykałem
moich wrogów. Siły Jarka Bartczaka oceniałem podobnie do moich, bo widzieliśmy
się na kilku punktach jadąc prawdopodobnie ten sam wariant. Ale nagle gdzieś
zginął. OK, myślałem. Bartek Jasiński jechał w drugą stronę i tak z grubsza nie
miał prawa się ze wszystkim wyrobić. Znowu OK. No i nie wiedziałem jak Marcin.
Ale gdy wyjeżdżałem na rower jeszcze nie wrócił z pieszego. Jakaś strata czasowa
więc była. No i kombinowałem, że na pewno będzie trochę tym pieszym etapem
styrany. Więc OK. I tak dobrze mi się jechało, a moje powoli wypadające już
zębiska nagryzały sukces. I w końcówce widzę Marcina. Czasem wystarczy jedno
spojrzenie i widać że ktoś jest „w cugu”. I gdy spotkaliśmy się znowu na
jakiejś krzyżówce okazało się, że mam punkt mniej. I tak oto spadłem z konia. Marcin
nie tylko wygrał, ale i jako jedyny zdobył tytuł Harpagana na TM. Mi zabrakło
jakichś 20 minut na podbicie 12 więc przyjechałem bez jednego na drugim
miejscu. Ale ja się jeszcze postaram... Pewnie w Lipuszu na H48.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz