sobota, 19 kwietnia 2014

Bożepole Wielkie, H47





arpagan przyciągnął nowe tygrysy. Forma, wybieganie, wyjeżdżenie to nogi tygrysa. Motywacja, mobilizacja, wola zwycięstwa to jego kły. Te kły były bezlitosne dziś dla swojej ofiary – H47 w Bożympolu. O tym jak Krzyś Nowak walczy z bestią, pisał nie raz. Tu znajdziecie przedharpowe rozważania KNowaka. Na pieszej pięćdziesiątce w zasadzie od początku podczepiłem się do duetu KNowak i Paweł Ćwidak. Wiedziałem, że mocne tempo i dobra nawigacja dadzą mi solidny handicap. No i chłopaki biegali mocno. Na 3pk okazało się, że faworyci są za nami. Entuzjazm tempo im podniósł. Do 4 przestałem nawigować, bo oddech mnie gonił już jakby z tyłu a pot rosił oczy. Do 5 miałem problemy w utrzymaniu się w zasięgu wzroku. Za piątym musiałem już kolegom podziękować. Tak mnie zajechali, że organizm przez dwie następne godziny na nowo ładował akumulatory i pozwolił przyśpieszyć na dwóch ostatnich przelotach. Krzyś brawurowo utrzymał tempo do końca, wygrał z czasem niżej 13 godzin na niełatwym harpie. Andrzej Buchajewicz drugi, ze sporą stratą. Paweł Ćwidak trzeci.

Na mieszanej rywalizował ze mną Marcin Owczarski. Ponieważ razem podróżowaliśmy, opowiadał jakie ma harpaganowe rachunki krzywd. Wyczułem zwierzęce kły tygrysa. Nie wiedziałem jeszcze że z jego nogami też wszystko w porządku. Na rowerowym etapie spotykałem moich wrogów. Siły Jarka Bartczaka oceniałem podobnie do moich, bo widzieliśmy się na kilku punktach jadąc prawdopodobnie ten sam wariant. Ale nagle gdzieś zginął. OK, myślałem. Bartek Jasiński jechał w drugą stronę i tak z grubsza nie miał prawa się ze wszystkim wyrobić. Znowu OK. No i nie wiedziałem jak Marcin. Ale gdy wyjeżdżałem na rower jeszcze nie wrócił z pieszego. Jakaś strata czasowa więc była. No i kombinowałem, że na pewno będzie trochę tym pieszym etapem styrany. Więc OK. I tak dobrze mi się jechało, a moje powoli wypadające już zębiska nagryzały sukces. I w końcówce widzę Marcina. Czasem wystarczy jedno spojrzenie i widać że ktoś jest „w cugu”. I gdy spotkaliśmy się znowu na jakiejś krzyżówce okazało się, że mam punkt mniej. I tak oto spadłem z konia. Marcin nie tylko wygrał, ale i jako jedyny zdobył tytuł Harpagana na TM. Mi zabrakło jakichś 20 minut na podbicie 12 więc przyjechałem bez jednego na drugim miejscu. Ale ja się jeszcze postaram... Pewnie w Lipuszu na H48.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz