środa, 11 czerwca 2014

erc2014.com

European Rogaining Championships 2014 - Orava, Estonia

Najpierw musi być fota lukspolowego Golda:




A teraz o zawodach:
Organizatorzy zasłużyli na 4+/5-. Czyli wysoko, choć standardowo. Wszystko przebiegło sprawnie i solidnie. Nic nie zaburzyło uczciwości wyścigu. Mapa aktualna (choć trochę dróg byśmy dorysowali), PK rozstawione prawidłowo (choć może jeden..., ale nie wiemy na pewno). Te małe braki to:
- zupa na mecie: pewnie była dobra, nie pamiętam, ale brak jakiegoś konkretu, pasty chociaż, zupą najem się po rajdziku a nie po ciężkim napieraniu,
- baza: nocleg w szkole tylko na pre-noclegu, potem wypad, no jak się przywozi ME do jakiejś malutkiej gminy, to tam chyba stan wyjątkowy powinien zaistnieć i lekcje mogliby zacząć z opóźnieniem udostępniając drugą noc, może jednak też orgom się śpieszyło do domu?
- zimny prysznic w malutkim namiociku, gęsto od luda, czekanie, i może byłoby ok - ale obok nowiuteńka szkoła, a tam ciepła woda, prysznice i zakaz wstępu (jak się okazało łamany).
Jeśli ktoś pomyśli że się czepiam - nie, oceniam zawody wysoko.

O młodych:
Atutem Oli i Szymona miało być to, że pociągną całe 24 godziny. I tak w zasadzie było. Sądziłem że w juniorach to może być wystarczająca przewaga i tak też było. Obawiałem się jednak nawigacji. Gdy więc po 2 godzinach rajdu trafiła nam się mijanka i Szymon zameldował godzinę wtopy - zacząłem wątpić. Gdy dotarliśmy na bagna - to znowu załamka. Tu sugerowałem im wczesne wejście po tłuste punkty myśląc, że teren będzie łatwiejszy. Z późniejszej relacji naszych superweteranów dowiedziałem się, że radzili tam sobie świetnie. Słabsza konkurencja sprawiła, że ich przewaga nad srebrem była olbrzymia. 

Z mojej strony:
Chyba się starzeję, bo przed zawodami czułem strach przed bólem ostatnich godzin ganiania. Nie oczekiwałem jak zwykle startu, chciałem go odsunąć jak najdalej. No oczywiście start się odbył planowo i trzeba było jak zwykle zachrzaniać. Jeśli za partnera ma się Andrzeja Buchajewicza, to zachrzanianie ma twarde, konkretne i wyraziste znaczenie. W pełni zdefiniowany wzorzec. No, ale się udało. Co można było wybiegać - wybiegliśmy. W zasadzie równym tempem przez 24 godziny. Nie dało się na bagnach i zarośniętych przecinkach, na azymutach po porębach, nierównych ścieżkach. Generalnie jestem zadowolony. Pół roku mocniejszego treningu zadziałało. Trasę pokonaliśmy sprawniej niż w Barcelonie. Trafił nam się jeden błąd, który raczej wyniku by nie zmienił. O ile w Barcelonie medalu się nie podziewałem, to teraz na mecie sądziłem że powinno wystarczyć. Zonk! Konkurencja okazała się mocniejsza niż rok temu. Więc miejsce czwarte. Wyprzedzili na goście którym dołożyliśmy w Barcelonie. Ale i wygraliśmy z tymi, którzy byli od nas wtedy lepsi.

Luźne:
Czemu jak ktoś biega na 1000 metrów to zaciska zęby tylko na ostatniej prostej. My musimy przez ostatnie 1-2 godziny...
Bagna - super teren. Kilka kilometrów kwadratowych, ciachaliśmy ścieżkami jak arbuza nożem.
Zero zwierząt (ssaków). Widzieliśmy sztuk zero. W Borach to na każdym treningu się sarenka trafia.
Panie. W duchu klaskaliśmy trzem damskim zespołom. Pierwsze to takie trochę puszyste, niemłode i z wyglądu zupełnie nierajdowe Rosjanki. W 1/3 rajdu, w słońcu, trzymały się nas podbiegując i dotrzymując kroku w marszu. I zespoły 196 i 203 (Estonki i Rosjanki) spotykane na kilku PK tego samego wariantu. Trzymały się nas w biegu luźno rozmawiając, dobrze nawigowały.
I ostatni klimat: komary, meszki, końskie muchy. Do dziś się drapię...

nasz track (robi się)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz