Żaba - ბაყაყი
Z lotniska odebrał mnie Szota. Po paru wzajemnych grzecznościach spytał mnie, czy mamy "k". No mamy. To czy mamy "!-k-!". Wow, to było takie k z samego dna gardła wyjęte. I tu mnie Szota złapał. Zacharchotał i zagulgotał używając tego "what the hell k" i kazał powtórzyć. No way. A znaczyło to coś podobnego do "żaba robi kum kum". Taki gruziński chrząszcz brzmi w trzcinie. Próbowałem się bronić: a wy macie dz, dź, dż? Jasne, mamy jeszcze !-dz-!. A s, ś, sz? Tak, i jeszcze !-s-!. I już całkiem rozpaczliwie: z, ź, ż? Skutek opłakany - mają dodatkowo !-z-!. I tak, niegdyś dumny z Brzęczyszkiewicza, poczułem się jak Bruner...
lew - ლომი
most na rzece Mtkvari
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz