czwartek, 14 sierpnia 2014

13

13 przyniósł nam pecha i wymieszał z fartem. Rano sam wyjechałem pustym rowerem do samotnej latarni. Zupełnie poza cywilizacją. No i dętka zasyczała. Do Rafała i zestawu naprawczego minimum 15 km. Kicha. Dzwonię żeby zameldować o nieszczęściu i szybko kończę bo słyszę silnik. Jechało sobie tureckie małżeństwo nową furą. Skąd się tam wzięli? Nie bali się porysować bagażnika i podwieźli mnie do bazy. Pech i fuks. 



Po południu jedziemy na Ayancik. Na podjeździe wyrwała mi się przerzutka. To już nie lada kicha. Biedzimy z Rafałem co dalej i próbujemy łapać stopa. I znowu fuks. Po pół godzinie siedzimy już w vanie z rowerem i bambetlami. Goście zawieźli nas pod zakład naprawczy. I tu fuks się kończy. Rower naprawiało dwóch dziadków, wzięli niecałe 50 złotych. Tanio. Przerzutka no-name. Nie wskakuje na dwie najlżejsze zębatki. Z gośćmi nie udaje nam się już dogadać, szybko zamykają zakład i tyle. Dziś na podjazdach bardzo odczuliśmy brak tych przełożeń. No i poszła jeszcze linka... 13 jednak ze wskazaniem na pecha.





1 komentarz: