wtorek, 29 lipca 2014

Przez Abchazję i Gruzję

Batumi - słoneczne wzgórza z piosenki Filipinek.

Ciężko uzupełniać bloga smartfonem. Abchazja miała 200km, przebiegliśmy planowo - w niecałe trzy dni. Gruzińskie wybrzeże to kolejne 150km. Teraz jesteśmy już w Turcji.


ot, dzieci...

Historia 1.
Jak nas okradli. Jechałem rowerem sporo przed Rafałem i się położyłem przy drodze na kompletnym "zad...u". Zatrzymali się kolesie. Niby sprawdzić czy mi się nic nie stało. Brat, brat, uścisnęliśmy sobie ręce, dziwowali się rowerowi z sakwami. Tam jeździ tyle rowerów, że sam on mógł być ciekawy. Mieli mi dać wodę, była w samochodzie, niby blisko. Poszedłem, w bagażniku było pusto. Kilkanaście sekund i zakumałem. Odwróciłem sie do roweru, kończyli grzebać w sakwach. Wyprostowali się i jakby nigdy nic: brat, brat, poklepali po plecach. Weszli do samochodu i odjechali z podniesionym bagażnikiem - wyczaili że liczyłem jeszcze na ich numery. Do tej pory się zastanawiam, czy mogłem zareagować inaczej. Ukradli smartfona i scyzoryk...
Ale najlepszy tekst zapodali abchascy policjanci. Złotozębni, przechlani, kompetentni. "Okradli was? Dobrze zrobili!"

Most Ingur, granica między Abchazją i Gruzją.

Historia 2
Sportowe odżywianie. Drugiego dnia biegu wkraczamy do Suchumi. Zacząłem od Rafała odstawać kondycyjnie, lepiej znosi te temperatury. No i mówię, że to już trzeci dzień kiedy nic konkretnego nie jemy, czas na obiad. Mały był trochę zdegustowany - "to szkoda że ty tak masz, że musisz jeść, ja tyle nie potrzebuję". 
Ale spokojnie, coś tam codziennie jemy ;)

Latarnia w Poti - wnętrze skorupy ślimaka.

Historia 3
Jak sporą kompanię rozweseliliśmy. W Gruzji, zaczynało zmierzchać. Jechałem z przodu, same długie wiochy, Karsin za Karsinem. Pytam grupki siedzących przed domem, czy można gdzieś namiot rozbić. Schodzi się cała rodzina, znajomi. Pytają o wszystko, opowiadam, odległy Stambuł robi wrażenie, a jeszcze ten juczny rower. Miejscówa i kolacja jest już nagrana, wspominam jeszcze, że czekam na kumpla. I wtedy Mały wbiega na podwórko. Prawie się położyli ze śmiechu. Stambuł z rowerem to już było na ich granicy pojmowania, ale biegiem? Kolacja była zacna!

Święto flagi, Nowy Afon albo stara Kolchida.











2 komentarze:

  1. Dzięki za wpisy pomimo trudności..czytamy z zapartym tchem :) ..trzymamy kciuki. Jesteście wspaniali poprostu - szacun :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wnętrze latarni w Poti! Cudowny ślimak! Trzymam cały czas kciuki za wyprawe!!!

    OdpowiedzUsuń