niedziela, 21 grudnia 2014

WYTOP dla Oley'a

Każdy kto trochę biega po lesie ma kontakt z kleszczami. Wyciąga się ich ileś-tam rocznie. Wielu jest świadomych ryzyka, ale mało kto odmawia sobie obcowania z przyrodą. Starannie wykręcamy kleszcze aby nie zostawić szczękoczułek lub nogogłaszczek. Szybkim ruchem aby nam nie zwrócił zawartości żołądka pod skórę. Martwimy się przy każdym zaczerwienieniu podejrzewając je o symptomatyczny rumień. I jakoś cieszymy się, że ciągle nas nie dopada...

Jednego z naszych kolegów niestety dopadło. Michał "Oley" Olejniczak startuje od dawna z nami, mimo odległości widzimy go często na naszych zawodach. I dotychczas nie zdawaliśmy sobie sprawy, że Oley choruje na boreliozę. Choruje przewlekle i medycyna nie ze wszystkim sobie radzi. Skromnie możemy jemu pomóc - wystarczy wystartować w biegu charytatywnym. Więcej informacji na facebook'owym wydarzeniu WYTOP. Sami też sobie pomożemy w spalaniu poświątecznych gigakalorii.

28 december     -     Sopot     -     12.00


wtorek, 2 grudnia 2014

Bieganie>>



Do głównych partnerów medialnych szczęścia nie mieliśmy. Ale zgłosił się do nas Jakub Wolski z magazynu Bieganie z prośbą o relację. Oczywiście z wielką chęcią napisaliśmy co nieco i podesłaliśmy fotki. I tak oto pojawiliśmy się w kioskach w co większych miastach w numerze grudniowym (w Czersku "Bieganie" raczej nie schodzi więc nie ma)


sobota, 25 października 2014

Latarnie Gruzji

Wybrzeże gruzińskie jest niewielkie, więc latarni podobnie jak w Abchazji - niewiele. DoRóżnica jest taka, że wszystkie stały i nie niszczały. Do portów wpływały też statki. Inaczej niż a Abchazji, gdzie nawet rybackich łodzi nie widzieliśmy, a jedyny duży port w Suchumi wyglądał "rdzawo i pustawo". Znów posłużymy się Rowlett'owym katalogiem.

1. Anaklia.
Tu nie dojechałem. Byliśmy świeżo po kradzieży smartfona, nowy dopiero kupiony i wgrywałem właśnie softy. Jeden z softów posiadał wszystkie latarniane locje.

2. Kulevi.
Pojechałem znowu sam, myśląc że objadę to szybko. Okazało się że polna droga była na tyle wyboista a upał tak duży, że 15 km jechałem ponad godzinę. Wracałem dwa razy dłuższym objazdem asfaltowym, a biedny Rafał te kilka godzin czekał na mnie przy drodze... Taki most musiałem przejechać:
Latarnia w Kulevi znajdowała się w dużym gazoporcie, oczywiście jej szkieletowa sylwetka nikogo raczej nie zachwyci. To ta czerwona wieża w głębi na środku fotki.

3. Poti.
Poti to największy port, czyli okno na świat Gruzji. Głośno było o tym mieście w czasie wojny 2008, ponieważ było bombardowane przez rosyjskie lotnictwo. W Poti jest jeden nabieżnik składający się z małej stawy na portowym pirsie i odległej latarni morskiej. Latarnia jest udostępniona do zwiedzania, w środku fotografie przedstawiające jej historię. Poznałem również dyrektora całego latarnianego kompleksu, który pochodził z Abchazji i wcześniej pracował na latarni w Gagrze. Latarnia w Poti jest jedyną którą mogłem zwiedzić podczas całej wyprawy.






Port, na końcu pirsu frontowa stawa nabieżnika.



4. Kobuleti.
Coś czego nad Bałtykiem, gdzie są piękne latarnie, niespotkamy. Czyli kolejna żarówka na hotelowym dachu.
Ten "cypek" na dachu.


5. Batumi.
Perełka Saakaszwilego, który ponoć uruchamiał strumienie pieniędzy na rewitalizację miasta. Pojedyncze budynki może i robią wrażenie, jednak w całości to architektoniczna kakofonia. Zdecydowanie lepsze wrażenie robią te uliczki, które jeszcze "pachną" starocią. Wszystkie przedstawione tu obiekty nawigacyjne stoją na niewielkiej przestrzeni i najdłuższa odległość między nimi nie przekracza kilometra. Oto pierwsza para nabieżnika:

Nabieżnik przy głównym wjeździe do Batumi z północy.

Przedni nabieżnik - dokładnie nad lewą palmą.

Ten sam, przedni nabieżnik - dokładnie nad nazwą statku na burcie.
port

Na lewo biało-czerwona latarnia/główka wejściowa, prawdopodobnie również tworząca nabieżnik.
Druga para świateł. Zagadkowa. W katalogu opisana jako nabieżnik. Wieże stoją jednak niemal obok siebie i są identyczne (różni je jedynie kolor - jedna seledynowa, druga pomarańczowa). Nie wyglądały jak stawy i długo się kręciłem obok nich zanim się spostrzegłem że to one.




Latarnia główna:







 

niedziela, 12 października 2014

Biegamy, a Rafał nawet wygrywa.

Podium w Czersku

Tak po-wakacyjnie zdążyliśmy już parę biegów zaliczyć. Był to coroczny czerski bieg na którym stanęliśmy razem na podium w kategorii "po czterdziestce", co z uwagi na czteroosobową obsadę specjalnym wyczynem nie było. Był też cross w starogardzko-owidzkim grodzisku. Ale najbardziej godny uwagi był pierwszy gocki maraton w Odrach/Wojtalu (czyli znów w gminie Czersk). Rafał postanowił wykorzystać bliskość tego wydarzenia jak i zbudowaną na wyprawie formę. Wynikiem 3.10 wygrał kategorię open. Można zatem powiedzieć, że życiorys ma znacznie bogatszy. Wygrać maraton nie każdemu pisane.

Maratoński triumf Rafała
Takie po-wyprawowe echo:
Bardzo miły tekst o naszej ekspedycji autorstwa Igora Błachuta ukazał się tu: team360. Dzięki!
Jednocześnie z przykrością musimy napisać, że nasza pocztówkowa akcja nie wypaliła. Wypisaliśmy ich prawie czterdzieści. Wcześniej usilnie ich poszukiwaliśmy. Plik pocztówek zostawiliśmy w recepcji hotelu ludziom którzy wydawali się dla nas mili przez cały pobyt i mieliśmy prawo im zaufać. W sumie chyba nie odlepiali tych znaczków...


a to w Owidzu, z Dżekim i Kosą, dziewczynki z dyplomami to moje córy

poniedziałek, 6 października 2014

10%

 
Obiecaliśmy pomóc Mateuszowi i dotrzymujemy słowa. Opodatkowaliśmy wszystkie sponsorskie fundusze i z takim prezentem odwiedziliśmy państwa Grzegorzewskich w Gutowcu. Dziś gdy piszemy ten tekst Mateusz prawdopodobnie jest w szpitalu gdzie czeka go ciężka operacja kręgosłupa. Rodzice mają obawy o powodzenie zabiegu i jego wpływ na zdrowie Mateusza. Dlatego trzymamy kciuki!

sobota, 27 września 2014

Latarnie Abchazji.

Abchaskie latarnie nie miały bogatej dokumentacji w internecie. Stanowiły inspirację do eksploracji. Okazało się, że szału nie było. Nie zachwyciły ani urodą konstrukcji, ani pięknem otoczenia. Udało się nam udokumentować obecność kilku świateł, dotychczas nieobecnych w internetowych zbiorach. Dyrektorem gruzińskiej stacji latarnianej w Poti jest Abchaz, który wcześniej pracował na latarni w Gagrze i kilka spraw też nam rozjaśnił. Oto szczegółowy raport oparty na największym latarnianym katalogu. Miałem już okazję współpracować z Russ'em Rowlett'em, teraz podeślę mu kilka nowych fotek.

1. Gyachripsh. 
Tej latarni nie ma i możemy to potwierdzić niemal na pewno. Na jej miejscu stoi "wiecznie budowany" hotel. Rozmawialiśmy z kilkoma autochtonami, wiemy nawet w jakim skrzydle hotelu stała.

2. Gagrinskiy.
Latarnia w letniskowej Gagrze. Tu pracował wspomniany latarnik z Poti. Ponoć na naszym zdjęciu źródła światła nie ma , jest za to nautofon. Latarnia jest na szczycie hotelu, z przyczyn terenowych bardzo trudno było robić zdjęcia. Prawdopodobnie nie ma typowej laterny, sama "żarówa w puszce".

3. Pitsunda.
Te latarnie nie zawiodły. Pitsunda to jedyny abchaski kurort w którym nie czułem rosyjskiej prowizorki.






4. Souksu.
Prawdopodobnie tej latarni również nie ma. Jednak w pobliżu jedyni ludzie to napływowi Rosjanie, więc ostatecznego potwierdzenia u autochtonów nie uzyskałem. W miejscu lokacji kolejny hotel w stanie niedokończonej budowy.

5. Nowy Afon.
Tu udało nam się potwierdzić obecność latarni i udokumentować zdjęciem którego katalog jeszcze nie zawiera. Światło to ten "cypek" na hotelu dokładnie w centrum zdjęcia. Z tyłu kopuły słynnego nowoafońskiego klasztoru.

6. Eshera.
Latarnia nieczynna i po laternie nie ma śladu. Niegdysiejsza "sportbaza" w stanie ruiny, dojazd utrudniony.

7. Sukhumi.
Też niełatwo było trafić. Jest to przedmieście, wąskie uliczki, "tajne przejścia". Jedyna typowa latarnia w Abchazji.






8. Sukhumi centrum.
Katalog uwzględnia tylko jedną parę nabieżników i pokazuje zdjęcie tylko jednego z nich. My znaleźliśmy jeszcze jedną parę staw.






9. Mys Kodori. 
Jedyna abchaska latarnia do której nie dotarłem. Próbowałem dotrzeć. Drogi w zasadzie zgadzały się z układem na googlemaps, jednak natrafiłem na zamknięty teren (lotnisko). Próby bliskiego objazdu się nie udały. Można się było próbować dostać tam z innej strony, ale było zbyt daleko i zajęłoby z dwie dodatkowe godziny. Nie mogłem bez uzgodnienia z Rafałem (od którego sporo już odjechałem) tracić tyle czasu, tym bardziej że było to już późne popołudnie.