czwartek, 29 stycznia 2015

Janek Gracjasz

 

Janek Gracjasz pierwszy z lewej


Jedna z ciekawszych postaci spotkanych przeze mnie na zawodach w ostatnich latach to Janek Gracjasz. Spędziliśmy w samochodzie wiele czasu w podróży do Estonii. Opowieści wystarczyłoby na kilka takich podróży. Ponieważ Janek startował w kategorii super weteranów, jego wspomnienia sięgały czasów niemal prehistorycznych i dokumentowały pewnie początki orienteeringu w Polsce (tak przynajmniej mi się wydawało). Jana poznałem pierwszy raz (choć nazwisko było znane mi wcześniej) na zacnych zawodach - MŚ w rogainingu w Czechach. Startował z Andrzejem Krochmalem i ich występu do dziś nie mogę im wybaczyć. Po kilkudziesięciu godzinach latania po górach za lampionami stwierdzili, że nie ma to specjalnie sensu, na pewno mają przegrane i lepiej pójść na piwo. Tak zrobili. Jak wszyscy przybiegaliśmy na metę, chłopy były już całkiem wypoczęte i trzymały w ręku napoje. Ogłoszono wyniki, i: gdyby te kilka ostatnich godzin spędzili w lesie, zostaliby Mistrzami Świata ze sporą przewagą. Lenistwo kosztowało ich jakikolwiek medal. Historia ta sugeruje, że Jan to trochę groteskowy zawodnik. Nic bardziej mylnego. Przecież Janek Gracjasz to twardziel. Obstawiał ostatnio wszystkie długodystansowe orienteeringi, a rogainingowe złoto z Andrzejem zdobył w Hiszpanii pół roku później na Mistrzostwach Europy. W swojej kategorii wiekowej zawsze czołówka, wielu młodszych chciałoby móc dorównać mu kroku. Siła kroku Janka brała się z ogórków. Jadł je przed i na zawodach. Jadł je cały rok - moc ogórków gromadziła się w organizmie i w moc ogórków wierzył.
W tym roku odbywają się MŚ w rogainingu w Finlandii. Planowaliśmy jechać, Janek też. Wczoraj dowiedziałem się, że Janek nie pojedzie. Nie pojedzie już na żadne ziemskie zawody...