niedziela, 29 lipca 2018

Bergamuty.


Przyszedł czas aby znów coś zrobić. Zawsze chciałem trafić na Bergamuty, pogadać z łososiami. Bilet z Bergamuty Air Lines kosztuje jednak tyle co wyprawa na Everest, więc poszukałem temat zastępczy - Bergamo. Ryan'em jednak o wiele taniej. Spakowałem moje najsolidniejsze buty, stare wiarusy  - Meindle. Samolot miałem z Modlina, więc postanowiłem w wolnej godzinie zwiedzić nadnarwiańskie spichlerze. Często rozbudzały moją wyobraźnię będąc miejscem akcji filmowych lub obiektem zdjęć. Nie dotarłem - złapałem kapcia:


Byłem w wielkim szoku jak podeszwa zdecydowała się żyć swoim życiem... Ale ją mam. Mam i butapren. 
Wylądowałem już w nocy i od razu ruszyłem na miasto szukać ustronnego parku na nocleg. Miasto w nocy przepiękne dzięki antycznym murom i budowlom cudownie oświetlonym. I tym centrum  starego miasta trafiam na przebiegających ultrasów (ultramaratończyków). Akurat o 24 wbiegali na metę swojego biegu:


Biegających i jeżdżących widzę tu mnóstwo. Sam nie będę biegał w tym ukropie. Po ostatnich latarnianych wyskapadach zdecydowałem się ten wyjazd poświęcić górom. Tak chciałem, jednak wyszło jak zawsze: